Ach, co to był za ślub

Pewnego słonecznego ranka cztery koła mojego powozu przejechały bramę Hotelu **** Zamek na Skale w Trzebieszowicach koło Lądka Zdrój. Moim oczom ukazał się piękny kompleks hotelowy, otoczony dużym parkiem. Weselnicy kończyli właśnie śniadanie w plenerze. Z racji, że do umówionej godziny rozpoczęcia sesji zdjęciowej pozostało trochę czasu i ja skusiłem się na małą czarną. Mamy piękne lato tej wiosny,  żyć nie umierać – myślę sobie, rzucając marynarkę na sąsiednie krzesło. W tak pięknych okolicznościach przyrody, niepowtarzalnej, wypiłem kawę, a następnie dokonałem małego rekonesansu parku. Gdy nadszedł czas, udałem się do apartamentu Państwa Młodych, gdzie na stole czekał już rozłożony sprzęt wizażystki.

I zaczęło się

Who’s that lipstic on the glass – nucę w myślach, podczas gdy w tle fryzjerka już układa włosy

W lustrze odbiło się trochę niepokoju. Nic dziwnego – myślę sobie. W końcu to ten jedyny dzień.

U Pana Młodego trwały także przygotowania

Na stole pojawił się krucyfiks i woda święcona.

Rozpoczęło się błogosławieństwo

A już za kilkanaście minut Panna Młoda z ojcem stanęli na progu pobliskiego kościoła

I tak doszli do ołtarza, gdzie ojciec przekazał rękę swojej kochanej córki jej wybrańcowi.

Całość przebiegała w dobrej atmosferze, gdyż ksiądz wprowadził lekko rozrywkowy klimat.

Później już był ślub

Jednak nie wszyscy byli zaabsorbowani uroczystością ;)

Przy wyjściu goście zasypali Nowożeńców kwiatami

Później był tort i pląsy

Była też super szynka

Pokaz tańca brzucha Amiry

Puszczanie światełek do nieba i firewerki

Do opowieści dodam jeszcze kilka strzałów plenerowych

Plener w Pszczynie i Bielsku

Korzystając z dobrej pogody, w dobrych nastrojach udaliśmy się z Izą i Szymonem do Pszczyny na sesję plenerową. Towarzyszył nam też Artur Strąk, którego asysta, jak się okazało tego dnia, była bezcenna.

Po plenerze udaliśmy się do Bielska i poczekaliśmy, aż zapadnie zmrok. Gdy się już ściemniło rozstawiliśmy statywy oświetleniowe w centrum Bielska. Przyznam wzbudzało to niemałą sensację. Przemieszczanie się z tym całym „złomem” było bardzo kłopotliwe. Bez Artura nie dałbym rady.

I jak się okazuje starówka w Bielsku ma swój niepowtarzalny klimat również nocą. Jestem zafascynowany tamtymi uliczkami, w których czas stanął w miejscu.

Warsztaty fotograficzne w Kozubniku

Kozubnik – w latach 60 był ekskluzywnym kurortem, w którym wypoczywali głównie prominenci. Organizowany tam był nawet szczyt EWG. Po prywatyzacji zaczął popadać w kłopoty finansowe i w końcu zbankrutował. Kompleks został nabyty przez jednego z polskich biznesmenów, który, jak podają źródła, zaciągnął gigantyczny kredyt na jego remont. Niestety, inwestycja nigdy nie została zrealizowana, a bank został z ruiną. Rozbiórka to gigantyczne koszty, których bank nie chce ponosić, więc straszydło budowlane stoi nadal i niszczeje.

Wspólnie z fotografami Anną Pawleta i Arturem Strąk postanowiliśmy zrealizować tam warsztaty fotograficzne z użyciem oświetlenia błyskowego. Zabraliśmy ze sobą statywy oświetleniowe, lampy błyskowe, wyzwalacze, blendy i rozstawiliśmy na terenie byłej pływalni.

Ekipa rzuciła się, jak widać niżej, na modelkę tak, że nie można było dopchać się. Jednak udało mi się w końcu popełnić jakieś zdjęcie.

Szatnie przy pływalni także dawały pewne pole do popisu, więc kilka zdjęć strzeliłem.

Ekipa ostro dawała czadu :)

Okazuje się,  że biała blenda gigant Ani i mój uchwyt do niej, stworzyły warunki do zrobienia całkiem fajnego ujęcia.

Nie zabrakło też wygłupów – hehehehe

Powstał też bogaty materiał w konwencji wojny gangów, ale z uwagi na jego brutalny przekaz(pistolety, noże i krew), tutaj go nie opublikuję.

Takie spotkanie dało nam dużą wiedzę organizacyjną i jak również rozwiązało dylematy techniczne związane z oświetleniem błyskowym w trudnych warunkach oświetleniowych.

Ślub z przygodami

Wszystko było zaplanowane i zapięte na ostatni guzik, jednak licho nie śpi i jak na złość kwadrans po drugiej rozsypała się Marzenie bransoletka. Świadkowa Kasia wzięła rozsypaną biżuterię w swoje ręce  próbując ją naprawić.

Jednak to był dopiero początek problemów. Czas uciekał tego dnia szybciej niż zwykle, a Pana Młodego jak nie było, tak nie było. Utknął w korku. Auta przesuwają się w żółwim tempie. Marzena wykonuje co chwilę nerwowe telefony, a na jej twarzy rysuje się prawdziwy niepokój, momentami przechodzący w rozpacz.

Pocieszałem Marzenę, bo było jeszcze jest trochę czasu. I faktycznie, minutę później auto zajechało pod dom, jednak pech nie odstępował ich tego dnia nawet o krok. Okazało się, że w całym pośpiechu złamał się jeden kwiat w bukiecie -dramat. Zwiążcie kwiat zieloną nitką do kwiatka obok – podpowiadam nie mając żadnego innego sensownego pomysłu.

Okazuje się,  że przyjechaliśmy 14:55 na miejsce. Jesteśmy na czas -myślę. Ledwie wyszli z auta zaczęły grać organy, więc szybka zmiana obiektywu i na pozycję. Stają na progu kościoła -odetchnąłem – uff.

Potem nie było już niespodzianek i narzeczeni powiedzieli sobie sakramentalne TAK.

Później były grosze na szczęście.

Przed kościołem czekała już bramka – roboty drogowe, przejazdu brak ;)

W restauracji powitano ich staropolskim  zwyczajem – chlebem i solą.

Po obiedzie zaczął padać deszcz. Kiedy ustał, wybraliśmy się na kilka zdjęć do pobliskiego parku. Zaczęło się bardzo intymnie.

Nie zabrakło też spontanicznych wygłupów.

A po powrocie na salę zabawa zaczęła się na całego.

Całość zwieńczył efektowny rzut welonem.

© Copyright Marcin Fenger Fotografia - Designed by Pexeto